||

Święta,
które nosisz w sobie

Jednym z problemów człowieka
jest znalezienie samego siebie.
Jeżeli nie żyjemy własnym życiem,
mieszkamy w wynajętym mieszkaniu.
Na święta warto wrócić do domu.
Adwentowe dni to czas powrotu, to czas
odkrywania, kim naprawdę jestem
i dlaczego żyję.
Znaleźć odpowiedź na te pytania –
to prawdziwe święto.

Zakłócona perspektywa

Ks. Krzysztof Pawlina

Stoję na plaży. Adriatyk spokojny. Wzrokiem sięgam daleko. Horyzont nieosiągalny. Mam wrażenie, że gdzieś styka się z morzem. Ale gdzie? Nie widać granicy. Szeroka perspektywa i nieogarniony świat sprawiają, że coś we mnie rośnie. Marzenia rozciągają się we mnie. Tęsknota wybiega poza horyzont, a wyobraźnia za nim goni. Czuję się, jakbym był w innym świecie. A przecież stoję na brzegu. Na brzegu morza i jakby na brzegu siebie. Miłe uczucie, doświadczenie uniwersum.

Kilka tygodni później odwiedzi­łem Royal Academy of Arts w Londy­nie. Była tam wystawa poświęcona modernizmowi w Ukrainie w latach 1900-30. Wśród wielu intrygujących obrazów moją uwagę przyciągnął ten zatytułowany Odpoczynek. Przed­stawiał on cztery osoby siedzące na polu; zrobiły sobie przerwę w pracy. Piękne kolory podkreślały wyjątko­wość każdej postaci. Ale nie to było najważniejsze. Uderzył mnie smutek ich spojrzenia. Oni nie patrzyli w dal. Pierwsza postać miała zamknięte oczy. Druga wzrokiem sięgała zaled­wie swoich podkulonych nóg. Trze­cia patrzyła na swoje spracowane ręce. Spojrzenie czwartej było wbite w ziemię. Tak naprawdę wzrok każdej z postaci nie wybiegał poza nią. Nie­odległy horyzont. Nakreślony zmę­czeniem, może brakiem sensu życia. To był ich brzeg, który zakreślał ich świat…

Zmęczenie, nieszczęście, choro­ba, samotność i nam wyznaczają ho­ryzont. Ktoś dowiaduje się, że ma raka, ktoś inny, że jego dziecko uciek­ło z domu, że mąż być może ma inną partnerkę… Wtedy stajemy na brzegu siebie. Co widzimy? Horyzont swoje­go dramatu. Najczęściej jednak nie widzimy nic.

Czy nie istnieje już inny horyzont? Czy świat kończy się tam, gdzie li­nia widnokręgu zlewa się z niebem? Kiedy więc stajemy na brzegu siebie, wyczerpani życiem, może zdołamy odsłonić nowy horyzont? Horyzont wieczności. On jest poza tym widzial­nym. Widzą go tylko ci, którzy powie­rzają się Panu Bogu. Wtedy rośnie na­dzieja, dusza tęskni za spotkaniem, a ten nowy horyzont styka się z tym, co w nas.

Stanąć na brzegu siebie… Wtedy wszystko wygląda inaczej.

Trzej Mędrcy także mieli swój ho­ryzont, jednak Gwiazda Betlejemska poprowadziła ich poza to, czym żyli. Ukazała im nowy horyzont. Zatrzy­mała się nad zwykłym miejscem, nad stajenką. Gdy Mędrcy stanęli na jej progu, ujrzeli nowy świat – Tajem­nicę, której nie znali. Klęcząc przed Dzieciątkiem, rozpoznali Pana Boga. Szczęśliwi wrócili do siebie bogatsi o nowy horyzont życia.

Ta gwiazda gotowa jest i nas wy­prowadzić z naszego ciasnego hory­zontu.

Wystarczy za nią pójść, aby od­kryć Tego, który wydaje nam się nie­potrzebny do życia.

Ks. Krzysztof Pawlina

Podobne wpisy